sobota, 12 września 2015

Wzloty i upadki




WHITNEY HOUSTON "SZUKAM CIĘ"
Kiedy kładę się
Niebiosa teraz słyszą mnie
Zgubiłam się bez jakiejkolwiek przyczyny
Po oddaniu tego wszystkiego, co należało do mnie.


Przyszły burze śnieżne
I zaciemniły moje słońce
Po wszystkim tym, przez co przeszłam
Do kogo teraz mam się zwrócić? 

Szukam Cię
Szukam Cię
Gdy straciłam całą swoją siłę
To odnajduję ją teraz w Tobie.
Szukam Cię
Szukam Cię
Kiedy melodia się urwie
W Tobie odnajdę tę piosenkę
Szukam Cię.

Prawie tracę oddech
Nie ma już o co walczyć
Tonę, by już nie wzbić się ponad powierzchnię
Szukam otwartych drzwi

I każda droga, którą obrałam
Prowadzi do tego, że czegoś żałuję
I nie wiem czy mi się uda
Nie mogę zrobić nic prócz podniesienia głowy do góry

Szukam Cię
Szukam Cię
Gdy straciłam całą swoją siłę
To odnajduję ją teraz w Tobie.
Szukam Cię
Szukam Cię
Kiedy melodia się urwie
W Tobie odnajdę tę piosenkę


Moje bariery zostały złamane
Moje ściany zostały zniszczone
Waląc się na mnie

Pada deszcz 
Klęska nadchodzi
Potrzebuję Cię, byś mnie uwolnił

Zabierz mnie z dala od tej walki
Potrzebuję Cię
Niech pada na mnie Twój blask

Szukam Cię
Szukam Cię
Gdy straciłam całą swoją siłę
To odnajduję ją teraz w Tobie.
Szukam Cię
Szukam Cię
Kiedy melodia się urwie
W Tobie odnajdę tę piosenkę
Szukam Cię.


Witam Was,
nie wiem właściwie do kogo piszę, gdyż mało kto tutaj zagląda. Czy wymyślanie sobie odbiorców własnych wypocin zakrawa już na schizofrenię?. Jeśli tak to moja choroba staje się coraz barwniejsza....Super.....

Wiecie co?
Zaczynam mieć chyba ten cały optymizm głęboko w dupie! Blog w założeniu miał pomagać osobom chorującym na depresję, ale chyba nie spełni tego zadania, jeśli pisząca go osoba wciąż czuje, że znajduje się w "czarnej dupie".

Czasami zastanawiam się jakby wyglądało moje życie, gdybym widziała sens w tym co robię. Sens w chodzeniu na wolontariat, gdzie czuję się niepotrzebna i nieważna, sens w spotykaniu się z ludźmi z netu w poszukiwaniu przyjaciół - cokolwiek znaczy to słowo - a nawet sens w pisaniu tego cholernego bloga, którego prawie nikt nie czyta. Jakby to było obudzić się i powiedzieć sobie "wstawaj dziś masz dużo do zrobienia, ruszaj się czas goni, tyle zajęć przed tobą". Byłoby przyjemnie....Kiedyś kiedy jeszcze chodziłam do szkoły takie właśnie miałam poranki. Zaczynam zapominać już jak to jest mieć ten "skarb" w postaci poczucia sensu życia.

Miałam kolejny "zejściowy" tydzień a właściwie dalej mam, bo nie wiadomo czy jutro wstanę w ogóle z łóżka. Jak to zwykle w depresji bywa w nocy czuję się trochę lepiej. Mogę napisać te parę zdań. Jak się zaczęło?

Robię wolontariat w jednym z domów pomocy społecznej dla osób starszych. Prowadzę z pensjonariuszami terapię zajęciową - malujemy, wycinamy ogólnie zajęcia plastyczne. Już się trochę oswoiłam z tym miejscem, zapamiętałam parę imion, przeprowadziłam parę zajęć. Zaczynało być naprawdę fajnie. Kierowniczka zawołała mnie do siebie i powiedziała mi, że dostanę grupę 5 osób z otępieniem, która w ten dzień, gdy ja jestem wcale nie musi przychodzić do placówki. No tak od dni w których seniorzy muszą przychodzić są pracownicy, którym dodatkowo za zajęcia się płaci, a od dni tzw awaryjnych - a może komuś będzie się chciało ruszyć tyłek - jestem JA światowej klasy terapeuta zajęciowy pracujący za darmoszkę.

Taka poczułam się zajebiście doceniona po tej rozmowie, że dostałam jakiegoś ataku w drodze do domu - ponoć paniki. Nie mogłam ruszyć ręką było mi bardzo słabo,ciemno przed oczami, ledwo doszłam do domu. Potem nawrzeszczała na mnie matka, więc dostałam ataku agresji - poszedł w ruch widelec i torba podróżna oraz jakieś tam ciuchy. Następnie matka powiedziała, że mnie wyrzuci z domu i do śmierci się do mnie nie odezwie. Tego jak się poczułam cholernie nieważna po rozmowie z kierowniczką nie zrozumiała - oczywiście jak większości moich uczuć.

Potem był już tylko stan totalnej rozpaczy, brania podwójnych dawek Xanaxu i Nasenu i otępianie się ile wlezie by jak najwięcej spać. W chwili nieco wzmożonej aktywności, oczywiście w nocy, postanowiłam poszukać w necie nazw leków, które po przedawkowaniu wywołują atak serca bądź w miarę szybki zgon. Zaczęłam planować oddalenie się z tego świata - jak zwykle zabrakło mi odwagi. Następny dzień sama w domu już szykowałam się do wypicia alkoholu i połknięcia opakowania tabletek nasennych. W tle, dla podrasowania atmosfery, puściłam sobie piosenkę Whitney Houston, którą śpiewa do Boga - jedna z jej ostatnich - piękna, idealna na wieczny sen.
W końcu zaniepokojona wizją, że mogą mnie odratować i trafię do psychiatryka a wcześniej zrobią mi płukanie żołądka, zadzwoniłam z rykiem do matki i napisałam do swojego terapeuty, aby umówić się na spotkanie.

Na terapii zrobiłam z siebie żenującą ofiarę losu, a samo spotkanie nie dało rady wyrwać mnie z koszmarnego doła w jakim byłam. Później to już tylko sen, zjedzenie czegoś , sen. Dziś miałam iść z matką na saunę wypocić całe to gówno, którego się nażarłam przez ostatnie dni, ale nie dałam rady. Przed oczami robiło mi się ciemno, byłam bardzo słaba a zmuszenie się do wykonania jakiejkolwiek czynności typu ubranie się przyprawiało mnie o płacz i mdłości.

Opisałam to żebyście wiedzieli jak żyje się z depresją kiedy jest upadek. Z doświadczenia wiem że są też i wzloty, tylko tak trudno je sobie przypomnieć będąc w takim stanie.