wtorek, 2 lutego 2016

Małe cuda


Wyobraź sobie małą, ciasną salkę zastawioną stołami i krzesłami na których siedzą starsze, zagubione osoby. 
Ludzie z łagodnym i umiarkowanym otępieniem, chorobą Alzheimera, którzy mają niewielkie pojęcie w temacie używania kleju, pędzli, farb i pozostałych przyborów plastycznych wszelkiej maści. Każdy się denerwuje. Temu brakuje farby, komuś innemu kleju, tamten zgubił pędzel, a jeszcze ktoś inny upuścił z impetem nożyczki w takie miejsce, z którego trudno będzie je wydobyć. W sali znajdują się też trzy studentki. Zamiast pomagać podopiecznym rozsiadły się wygodnie i czekają, aż prowadzący im również poda wszystkie przedmioty niezbędne do pracy! Jedna z nich to delikatna, wysublimowana blondynka, której już za samą autoprezentację ma się ochotę wsadzić nożyczki w dupę....

Spory tłum jak dla was? Dla mnie też.... To ja jestem prowadzącym.... Stoję na środku i pieprzę jakieś bzdury o tym co po kolei zrobić, aby nieszczęsny bałwanek, którego robimy, pozostał bałwankiem, a nie stał się na przykład wielkanocnym zającem....
Wiecie, zapomniałam wspomnieć, że w sali jest jeszcze trzech panów z kamerami i pan dźwiękowiec, który przykłada mi do twarzy mikrofon na długim statywie i czeka, aż powiem coś mądrego. Nienawidzę tłoku i ekspozycji społecznej, na którą bądź co bądź wyraziłam zgodę podpisując umowę zlecenie!

Konfrontuję się z własnym lękiem. Wewnątrz krzyczę "zabierzcie mnie stąd", na zewnątrz jestem uśmiechnięta, usłużna. Atmosfera w sali panuje fatalna, ludzie pod okiem kamery stresują się, nie chcą pracować. Zaczynają wychodzić z sali. Zbieram ich wszystkich w salonie i wciąż pod okiem kamer staram się nawiązać z nimi kontakt. Pytam, co chcieliby robić na zajęciach plastycznych, co dziś im się nie spodobało, gadam jak najęta. Wokół mnie cisza.... każdy w swoim świecie, w końcu stwierdzają, że było ok. Ja zaś wiem, że było okropnie, czuję, że kolejną rzecz w swoim życiu spieprzyłam....

Zajęło mi trochę czasu przeciwstawienie się kolejnym negatywnym, destrukcyjnym myślom, które podsuwa mi moja zaburzona psychika. Pomogła mi terapeutka i kierowniczka, do której prawie z płaczem zadzwoniłam do Austrii. Już chciałam rezygnować z zajęć....

Zobaczcie, ile osiągnęłam prowadząc te zajęcia. 
Przede wszystkim dałam radę wyjść z domu do ludzi. Dałam radę opanować dużą grupę chorych osób plus trzy niezbyt zdrowe na umyśle studentki. Dałam radę stojąc na środku zatłoczonej sali mówić o czymś czego inni słuchali. Po pewnym czasie przestałam nawet zauważać te kamery. Nie uciekłam, nie zemdlałam, nie dostałam zawału. Dałam radę!!!! Ja, osoba z podejrzeniem fobii społecznej, która parę lat temu nie mogła sama zrobić zakupów. Ja, która parę lat temu nie umiałam skorzystać z rozkładu jazdy autobusów. Ja, która zamknęłam się w domu i siedząc w ciemnościach marzyłam, żeby umrzeć....
Niedawno dostałam telefon: "Słuchaj jesteśmy z drugą koordynatorką projektu chore, możesz nas zastąpić przez dwa dni? Powierzyłybyśmy to Karolinie, ale ty wydaje mi się masz więcej charyzmy".
Zatkało mnie, ale przyjęłam propozycję. Podczas zastępstwa byłam trochę nadgorliwa i zestresowana, ale nic złego się nie stało. Wszyscy przeżyli..... Dałam radę!!!!

Jeśli siedzisz teraz w ciemnym pokoju i myślisz o tym jak odebrać sobie życie, przeczytaj mój post jeszcze raz i uwierz, że zwykłym szarym ludziom takim jak ty czy ja też zdarzają się małe cuda. I pamiętaj, że póki żyjesz wszystko jeszcze jest możliwe......