Wyobraź sobie małą, ciasną salkę
zastawioną stołami i krzesłami na których siedzą starsze, zagubione
osoby.
Ludzie z łagodnym i umiarkowanym
otępieniem, chorobą Alzheimera, którzy mają niewielkie pojęcie w temacie
używania kleju, pędzli, farb i pozostałych przyborów plastycznych wszelkiej
maści. Każdy się denerwuje. Temu brakuje farby, komuś innemu kleju, tamten
zgubił pędzel, a jeszcze ktoś inny upuścił z impetem nożyczki w takie miejsce,
z którego trudno będzie je wydobyć. W sali znajdują się też trzy studentki. Zamiast
pomagać podopiecznym rozsiadły się wygodnie i czekają, aż prowadzący im również
poda wszystkie przedmioty niezbędne do pracy! Jedna z nich to delikatna, wysublimowana blondynka, której już za samą autoprezentację ma się ochotę wsadzić nożyczki w dupę....
Spory tłum jak dla was? Dla mnie też.... To ja jestem prowadzącym.... Stoję na środku i pieprzę jakieś bzdury o tym co po kolei zrobić, aby nieszczęsny bałwanek, którego robimy, pozostał bałwankiem, a nie stał się na przykład wielkanocnym zającem....
Wiecie, zapomniałam wspomnieć, że w sali
jest jeszcze trzech panów z kamerami i pan dźwiękowiec, który przykłada mi do
twarzy mikrofon na długim statywie i czeka, aż powiem coś mądrego. Nienawidzę
tłoku i ekspozycji społecznej, na którą bądź co bądź wyraziłam zgodę podpisując
umowę zlecenie!
Konfrontuję się z własnym lękiem. Wewnątrz krzyczę "zabierzcie mnie stąd", na zewnątrz jestem uśmiechnięta, usłużna. Atmosfera w sali panuje fatalna, ludzie pod okiem kamery stresują się, nie chcą pracować. Zaczynają wychodzić z sali. Zbieram ich wszystkich w salonie i wciąż pod okiem kamer staram się nawiązać z nimi kontakt. Pytam, co chcieliby robić na zajęciach plastycznych, co dziś im się nie spodobało, gadam jak najęta. Wokół mnie cisza.... każdy w swoim świecie, w końcu stwierdzają, że było ok. Ja zaś wiem, że było okropnie, czuję, że kolejną rzecz w swoim życiu spieprzyłam....
Zajęło mi trochę czasu przeciwstawienie się kolejnym negatywnym, destrukcyjnym myślom, które podsuwa mi moja zaburzona psychika. Pomogła mi terapeutka i kierowniczka, do której prawie z płaczem zadzwoniłam do Austrii. Już chciałam rezygnować z zajęć....
Zobaczcie, ile osiągnęłam prowadząc te zajęcia.
Przede wszystkim dałam radę wyjść z domu
do ludzi. Dałam radę opanować dużą grupę chorych osób plus trzy niezbyt zdrowe
na umyśle studentki. Dałam radę stojąc na środku zatłoczonej sali mówić o czymś
czego inni słuchali. Po pewnym czasie przestałam nawet zauważać te kamery. Nie
uciekłam, nie zemdlałam, nie dostałam zawału. Dałam radę!!!! Ja, osoba z
podejrzeniem fobii społecznej, która parę lat temu nie mogła sama zrobić
zakupów. Ja, która parę lat temu nie umiałam skorzystać z rozkładu jazdy
autobusów. Ja, która zamknęłam się w domu i siedząc w ciemnościach marzyłam,
żeby umrzeć....
Niedawno dostałam telefon: "Słuchaj
jesteśmy z drugą koordynatorką projektu chore, możesz nas zastąpić przez dwa
dni? Powierzyłybyśmy to Karolinie, ale ty wydaje mi się masz więcej
charyzmy".
Zatkało mnie, ale przyjęłam propozycję.
Podczas zastępstwa byłam trochę nadgorliwa i zestresowana, ale nic złego się nie
stało. Wszyscy przeżyli..... Dałam radę!!!!
Jeśli siedzisz teraz w ciemnym pokoju i
myślisz o tym jak odebrać sobie życie, przeczytaj mój post jeszcze raz i
uwierz, że zwykłym szarym ludziom takim jak ty czy ja też zdarzają się małe
cuda. I pamiętaj, że póki żyjesz wszystko jeszcze jest możliwe......