poniedziałek, 7 grudnia 2015

Usunąć bloga? Nie!

Witajcie,
ten post stanowi krótki, acz treściwy przerywnik zapowiedzianych przeze mnie historii miłosnych.
Chwilowo liczba wejść na mojego bloga zmalała i zmartwiło mnie to. Zaczęłam się zastanawiać, co może być tego przyczyną i jak zwykle w myślach krytykować samą siebie.

"No tak, nie powinnam umieszczać tak osobistego wpisu jak ten o zielonookim. Siara tak się obnażać przed obcymi ludźmi. Pewnie ludzi przestało interesować co piszę. Tak, na pewno. Post był przydługi. Założę się, że moja psychoterapeutka uważa, że przesadzam ze szczerością i odbiegam od założeń umieszczania pozytywnych wpisów i dodawania otuchy innym nieszczęśliwcom. Założę się, że w jej oczach moje wpisy są kwintesencją obciachu. Może by tak skasować ten wpis, albo nie! Może by tak całego bloga skasować, bo w ogóle nie jest profesjonalny i NA PEWNO mało kogo interesuje!!! I tak dalej i tak dalej i tak dalej.....".

Czytałam dziś, kilka innych blogów i fakt - są profesjonalne, całkiem mądrze napisane. Wiele w nich rad jak walczyć z depresją i negatywnym myśleniem. Jednak mam wrażenie, że osoby, które piszą te porady i mądre rzeczy nigdy nie chorowały na depresję, a wiedzę czerpią z różnych mądrych książek psychologicznych. Te blogi są podobne do siebie. Chętniej przeczytałabym jakieś zapiski o czyjejś walce z chorobą. Coś osobistego, życiowego. Czyjeś zwierzenia, im osobistsze tym lepsze!

I wiecie co? Mój blog taki właśnie jest. To jego zaleta, coś co go wyróżnia. Dlaczego mam jak zwykle słuchać wewnętrznego krytyka? Po co mam naśladować innych? Tylko po to, żeby mieć więcej wejść? Zależy mi na tym, żeby ktoś mnie czytał, ale lepsze jest kilka osób, które obchodzi umieszczana przeze mnie treść, niż jakże popularne ostatnio i przerażające wręcz obs/obs, kom/kom. 

I wiecie co? Cieszę się, że u mnie można poczytać o całowaniu "na języczki" i posłuchać bardzo popularnego w czasach mojej młodości, jakże obciachowego The Kelly Family. Nie bądźmy tacy jak wszyscy. Bądźmy po prostu sobą.......

5 komentarzy:

  1. Z mojego doświadczenia liczbę wejść warto sobie porównywać tak w perspektywie 2-3 miesięcy, no i fajne jest to, jeśli na blogu treści ukazują się regularnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzisz, a ja byłam początkowo zdołowana, że po miesiącu mam parę wejść - kolejny przykład na to jakie nierealistyczne jest moje podejście do wielu rzeczy....Nie wiem, czy moje niektóre posty nie są za długie, ale cieżko streścić parę lat w kilku linijkach. Dzięki za radę.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. hej, a ja czytam i czytam, nawet jak mnie ni widu ni slychu ;) . Po prostu nie wiedziałem co mam odpowiedziec na ostatni wpis bo był dla mnie troche smutny, ale też w sumie się zastanowiłem czy to aż tak bardzo wpłynęło na twoje dalsze życie i czy przez to wydarzenie z młodośći masz teraz depresje.. hmm chyba musimy wrócić do pisania przez gmail. musze ci tam wreszcie odpisać bo niewiem czy tu chcesz o tym pisać :) Fryderyk

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuje Ci Dawid,znów czuję, że nie jestem sama:).
    To wydarzenie Fryderyku bardzo na mnie wpłynęło, ponieważ "kochałam" - jeśli to można nazwać miłością - tego chłopaka latami.To, że mnie wyśmiał, nie doprowadziło może, aż do depresji, ale poważnie nadszarpnęło poczucie własnej wartości, a od tego droga do depresji już bliska....Gdy byłam dzieckiem głęboko wierzyłam, że jak się czegoś bardzo pragnie i stara o to ze wszystkich sił marzenie MUSI się spełnić. Ta historia pokazała mi, że są rzeczy dla nas nieosiągalne. Nie da się zmusić kogoś do miłości. Dziś jednak staram się pracować nad swoim myśleniem i tłumaczę sobie, że jedna choćby największa porażka NIE MOŻE powodować ,że się do wszystkiego zniechęcamy i rezygnujemy z marzeń...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń