niedziela, 20 grudnia 2015

"Zawsze tam gdzie Ty" cz.2


Zaczyna dziać się ze mną coś dziwnego. Niepokojące to, aczkolwiek przyjemne. Jestem rozkojarzona na lekcjach, a odrabiając zadania domowe łapię się na tym, że zamiast skupić uwagę na arcyciekawych dziełach Mickiewicza, patrzę tępo w ścianę z lekko głupawym uśmieszkiem. Ogarnia mnie niczym niezmącone szczęście, poczucie mocy. Euforia. Nie, to nie początki choroby psychicznej. To miłość? Tak wygląda miłość? Boże, żeby to nigdy nie minęło! Jaki świat jest piękny i pełen barw. Jakie piękne jest życie! Jak cudownie jest być komuś potrzebnym i dla kogoś ważnym.....

Spędzam z wesołkiem każdą wolną chwilę. Przychodzi do mnie do domu, kiedy matka jest na nocnych dyżurach. Jesteśmy sami. Z reguły siedzimy w ciemnościach i z romantyczną muzyką w tle. Nie możemy się od siebie oderwać. Całujemy się namiętnie po parę godzin, z krótkimi przerwami na złapanie tchu. Początkowo jego bliskość mnie onieśmiela. Stoję na straży swej cnoty, pilnując, żeby jego ręce dotykały jak najmniej wypukłych miejsc na moim ciele. Tosz cnota to największy skarb, jaki może mieć kobieta i należy go strzec! Po jakimś czasie bycie strażnikiem średnio mi wychodzi. Staję się kusicielką. Kręci mnie fakt, że mogę sobie pozwolić na różnego rodzaju pieszczoty, mając gwarancję, że wesołek nie posunie się za daleko. Jestem jego pierwszą "dziewczyną na poważnie" i podobnie jak ja, nigdy nie uprawiał seksu.

Deszczowa sobota. Moje ciasne, puste mieszkanie.
Na okna zakładam koce zamiast zasłon. Musi być jak najciemniej. Całe mieszkanie przystrajam maleńkimi świeczuszkami. Puszczam Whitney Houston. Zakładam wieczorową, sylwestrową kieckę mojej matki. Będzie bosko! Niech robi ze mną co chce! W dupie mam cnotę i przyzwoitość! Przychodzi wesołek. Po wejściu do tonącego w blasku świec pokoiku, stoi ogłupiały i nie wie co powiedzieć. Przytula mnie mocno, trochę tańczymy. Kładziemy się na łóżku. Jest bosko.....
Nie daje mi jednak spokoju ból cholernego zęba, który tak bardzo dokucza od kilku dni. Kurwa mać, no nie teraz! Nie dziś! Jednak dziś....
Cały nastrój szlak trafia. Ten dzień kończy pobyt u znalezionego na gwałtu rety dentysty, potworny ból i moja matka w dzikiej furii opierdalająca nas z góry na dół, podczas zdrapywania wosku z prawie nowych mebli (z dwojga złego nie wiem co gorsze).
Mimo tak fatalnego finału, wesołek kupuje mi w kiosku misia, mocno przytula i naprawdę martwi się moim samopoczuciem. Kocha mnie i nie zależy mu tylko na seksie. Jakie to wspaniałe! Trafiłam na kogoś naprawdę wartościowego........

Po jakichś 3 miesiącach, w sposób całkiem niezaplanowany dochodzi do naszego pierwszego razu. To bardzo ważny dla mnie moment. Drugiego takiego już w życiu nie będzie. Wszystko jest super, dopóki nie dopada mnie kolejny potworny ból, tym razem już nie zęba. Cooo??? To ma być ten wspaniały pierwszy raz, o którym piszą w książkach??!! Te tortury??!!!! Cóż, żeby nie sprawiać wesołkowi przykrości jakoś to wytrzymuję, choć to, że on w trakcie naszych miłosnych uniesień jest nieco niemrawy, wcale mi nie pomaga. Dobra. Nadszedł niby punkt kulminacyjny. To teraz będzie coś przyjemnego. Czekam, aż mnie przytuli i powie, jak to mnie bardzo nie kocha i jaki to ten moment nie jest dla niego doniosły i ważny. Cóż.... Wesołek zachowuje się nieco inaczej. Wstaje z łóżka i idzie do toalety oddać mocz. Następnie bierze łyka stojącej w kuchni herbaty - bo w końcu wykonał kawał ciężkiej fizycznej pracy - i wraca do mnie oświadczając mi z pełnym uśmiechem, że dziś stał się prawdziwym mężczyzną! Myślicie, że doprowadza mnie to do łez. Otóż o dziwo, nie. Wstaję i wściekła jak osa wywalam wesołka z domu. Zrywam naszą znajomość!!!

Zerwanie trwa parę dni, podczas których wesołek z kwiatami przesiaduje pod moimi drzwiami. Wybaczam mu, w końcu widzę przecież, że żałuje. Od tamtego momentu nasz związek jest bardzo burzliwy. Ja robię awantury, a on bezwzględu na to kto zawinił, zawsze pierwszy się godzi. Ja wyrzucam go za drzwi, on pokornie siedzi na korytarzu - zazwyczaj z kolejnymi kwiatami.
Mimo, że w swoim odczuciu kocham wesołka, ogarnia mnie jakieś dziwne poczucie mocy. Wiem, że mogę na niego nawrzeszczeć, a on i tak będzie koczował na tym śmierdzącym korytarzu. Wiem, że co by się nie stało, on ZAWSZE tam będzie!
Wiem, że mnie kocha. Ja też go kocham. Jest jedyną osobą do której mogę się przytulić. Mogłabym leżeć godzinami i tylko się do niego kleić. Tak bardzo mi tego ciepła drugiej osoby w życiu brakowało. Teraz je mam i mogę korzystać do woli! Ten, niegdyś znienawidzony kolega z klasy, jest jedyną osobą, poza moją matką, przy której czuję się naprawdę swobodnie. Mogę się złościć, kląć, rzucać ciężkimi żartami, powiedzieć mu szczerze co o nim myślę. Mogę być sobą! Mimo, że bywam naprawdę okropna! Jakie to cudowne uczucie być po prostu sobą.....

I tak mijają lata. Zrywam z nim z częstotliwością mniej więcej raz na tydzień, ale on zawsze wraca. Powoli staje się nieodzowną częścią mojego życia. Wszystko robimy razem. Kiedy się pokłócimy i nie widzę go parę dni rozpaczam i wpadam w dołek. Jesteśmy parą na przekór jego rodzicom, którzy mnie nie akceptują, i mojej matki, na którą wesołek działa jak płachta na byka. W szkole stanowimy obiekt kpin, żartów i wielu plotek. To wszystko, nie jest w stanie nas rozdzielić.

Pierwsze wakacje w naszym związku spędzam z nim i jego rodzicami nad morzem. Nigdy tam nie byłam. Ogrom spienionej morskiej wody, który nie ma drugiego brzegu....Piękny, niepokojący widok. Bardzo staram się, żeby ten wyjazd był dla wesołka przyjemny, mimo, że nienawidzę jego matki. Pojawia się wtedy w naszej relacji coś czego wcześniej długo nie było. Co to jest? Jedyne co przychodzi mi do głowy to NUDA??? Jesteśmy w takim pięknym miejscu, a on nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Jest milczący. Nie zachwyca się, jak ja, napotkanymi widokami. Nie cieszą go kramiki z kolorowymi muszelkami i małe stateczki w butelkach. Różnimy się od siebie - wtedy zaczynam to dostrzegać....
Wieczorem siedzimy na jedynym w moim życiu koncercie. Gra grupa Lady Pank. Siedząc na jego kolanach, przy dźwiękach utworu, który stał się "naszą piosenką"  pytam:
- Kochasz mnie?
- Kocham cię maluszku, przecież to wiesz!
- Na zawsze?
- NA ZAWSZE ...................

ciąg dalszy nastąpi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz